Niesamowita historia o żydowskiej dziewczynie z Chochołowa, która przed wojną wyszła za mąż za miejscowego górala. Opowieść przytacza w swojej książce “Sklep potrzeb kulturalnych” Antoni Kroh, uznany etnograf badający m.in. Podhale:
W środku wsi, tam gdzie dziś przystanek i pawilon handlowy typu blaszak, stała żydowska karczma. Karczmarz miał piękną córkę. No i gazdowski syn, Jasiek, strasznie się w tej Żydówce zakochał, a ona w nim. Nic nie mówiąc ojcom poszli do księdza: ona, żeby się ochrzcić, on dać na zapowiedzi.
Wybuchł skandal, jakiego człowiek dzisiejszy nie jest w stanie sobie wyobrazić. Wesele z pytacami, muzyką, starostą, drużbami i drużkami dało się jeszcze przeforsować, ale potem przyszło normalne gazdowanie, to znaczy współistnienie z całą wsią. Codziennie padały docinki, kropla po kropli, jak w chińskiej torturze, od której dostaje się pomieszania zmysłów. Jasiek znosił to coraz gorzej, zaczął pić i babę poniewierać. Jednej nocy pijany wracał do chałupy, przewrócił się w zaspie i do rana zesztywniał. Dwaj synowie byli już dorośli, więc gdy Żydówka owdowiała, poczuła się wolna, wyszła z chałupy jak stała i poszła na piechtę do swoich, do Nowego Targu. Pogodziła się z rodziną i kahałem. To było zimą trzydziestego ósmego.
Niebawem weszli Niemcy i ogłosili wiadome zarządzenia. Była gaździna nie próbowała się ukrywać, choć z powodzeniem mogła udawać góralkę. Skończyła jak inni nowotarscy Żydzi.
Jej dwaj synowie, Jasiek i Józek, byli Żydami wedle hitlerowskich przepisów, katolikami wedle metryki, góralami z wyglądu i życiorysu. We wsi, dla samej tylko przyjemności dokuczenia, mówiono na nich: przekrzty, ale nikt ich nie wydał. Lecz któż to mógł z góry wiedzieć? Jasiek mieszkał pod lasem, wierzył w ten las i przetrwał. Józek uznał, że przed Niemcami najlepiej ukrywać się w Niemczech, zgłosił się na roboty. Wywieźli go do miasteczka Kreuzburg, tam jakiś bauer wziął go do siebie na niewolnika. Bauer miał córkę; gdy zimą czterdziestego piątego Niemcy uciekali, Józek zagrzebał dziewczynę w słomie, a skoro tylko Kreuzberg stał się Kluczborkiem, wrócił z nią na Podhale i wyprawił wesele. Była potem znaną góralską hafciarką i śpiewaczką w ludowym zespole, parę razy z nią rozmawiałem i do głowy mi nie przyszło, że to Niemka z pochodzenia.
Jasiek wziął gazdówkę po matce Żydówce i ojcu pijaku zaraz w trzydziestym ósmym roku. Udało mu się w życiu; dobrze gazdował, nie chorował, nie pił więcej niż inni, babę miał dobrą i wszystko mu pasowało - tylko jednego bardzo nie lubił, gdy na jego gazdówkę wołali: Do Przekrzty. Słusznie się obrażał i niewinnie dwa razy siedział za pobicie, bo jak kto nie chce leżeć w szpitalu, to niech nie gada: Do Przekrzty. Przecie on i jego baba to z dziada pradziada górale, nie żadne przekrzty.
Niestety, nie wiemy dokładnie, o którą rodzinę chodzi, ale przed wojną żydowską karczmę w Chochołowie miał Lejb Klapholz, więc możliwe, że chodzi o jego córkę.
Dziękuję Kubie Buszowi, który prowadzi badania etnograficzne w Chochołowie za informację o tej historii.